x-men 3

jestem fanem filmów opartych na komiksach. staram się znaleźć w każdym coś fajnego.

tak tak abyście wiedzieli czyją opinię czytacie 🙂

w dużym skrócie: podobało mi się.

singer (facet który reżyserowam x-men i x-men 2) robił lepszą robotę. rattner jest gorszy. film momentami trąci infantylizmem i jakoś w ogóle nie czuć tego co było w 1 i 2 – jakiejś takiej “walki o lepszy byt, brak podziałów". jest kilka komunałów i sporo efektów specjalnych.

jeśli oglądaliście trailer to wiecie kto żyje. ale jeśli myślicie, że to koniec niespodzianek – przygotujcie się na sporo więcej. naprawdę sporo więcej.

nie chcę zdracać fabuły i zwrotów akcji – powiem tylko, że się nie nudziłem, moja pani która za ekranizacjami komiksów nie przepada wyszła z kina zadowolona (po zakończeniu filmu, nie w trakcie).

jeśli miałbym się do czegoś konkretnie przyczepić, to do tego co wszyscy recenzenci: jest pokazana kupa nowych mutantów tylko i wyłącznie po to by pochwalić się grafiką komputerową i efektami. przewijają się tonami przed oczyma i nic z tego nie wynika. nic o nich nie wiemy, giną, albo i nie i ani nas (widzów) to grzeje ani ziębi. ot. statyści. pokazani przez 30 sekund by pokazać jakąś sztuczkę magików od efektów.

na koniec – i to nie jest spojler!

poczekajcie na koniec filmu. prawdziwy. za napisami.

o mało co nie wyszedłem jak pojawiły się napisy, ale przypomniałem sobie w porę, że po napisach ma być króciutka (coś z 20 sekund) scenka mająca podobno spore znaczenie. poczekałem.

wyszli wszyscy z sali. doczekałem się. i zdecydowanie nie żałuję.

teraz pozostaje czekać na x-men 4, a w międzyczasie wolverine (zapowiadany na 2007), aczkolwiek nie wiem czy debiutant (benioff nigdy niczego nie reżyserował, co najwyżej pisał scenariusz) da się radę wpasować w historię opowiedzianą nam przez singera i rattnera.

Comments are closed.